-(…)że można spróbować. Na początek przejdziemy się tobą po
korytarzu, kilka razy i jeśli pójdzie nam to płynnie to zaczniemy robić większe
kroki, takie jak chodzenie po mieście, rozmawianie oraz podnoszenie różnych
rzeczy. Tylko nie możesz się zapierać, bo wtedy jest nam bardzo trudno się
poruszać. Po prostu daj się ponieść dobrze?
-No okej – powiedziała lekko wahając się. Nie była pewna czy
tego chce. Czy oddanie demonom kontroli nad sobą by siać zniszczenie tylko po
to, by dowiedzieć się co się kryje pod mgłą jest tego warte? Czy naprawdę tego
potrzebuje? Tak. Do tego chciała dążyć i postanowiła, że trudno. Świat musi ucierpieć dla jej szczęścia. Przecież to
ona jest obdarowana, a nie świat. To ona tu rządzi.
-Jakieś jeszcze wymagania? – zapytała.
-Tak. Nasz Pan nie może się o tym dowiedzieć. Na 99,9% nigdy
go nie spotkasz, nawet nie zobaczysz, ale jeśli to by się jednak wydarzyło, to
ty nic nie wiesz, dobrze?
-Niech wam będzie. To wszystko?
-Tak. Gotowa na mały spacer?
-Jasne. Zawsze jestem gotowa na sianie zniszczenia –
odpowiedziała sarkastycznie. Wciąż nie do końca była pewna czy chce być ta zła.
Warto spróbować. Czekała aż coś się wydarzy. Nic. Nic się nie działo. Czekała
tak już chyba 5 minut, aż w końcu zapytała:
-Co się dzieje? Robicie coś czy nie?
-No właśnie próbujemy, ale coś jest nie tak. Jakbyś…. jakbyś
miała jakąś blokadę. Jakąś zaporę. To chyba dlatego, że się boisz. Musisz się
uspokoić i nam zaufać – łagodnie powiedział Lucky.
Luna nie wiedziała jak to zrobić.
Coś w niej, coś w środku jej nie pozwalało. Nie mogła powstrzymać tego strachu.
Bardzo tego chciała, ale nie mogła. Próbowała, ale się nie udawało. W końcu,
poczuła jak płynie. Jak szybuje nad chmurami. Koło niej latały anioły i
dmuchały na nią chmurami. Ona, leciała za nimi z radosnym uśmiechem. Wzięła do
ręki kawałek jasnoróżowej chmurki i dmuchnęła nią w młodego aniołka, który
leciał tuż przy jej lewej ręce. Takiego szczęścia nie zaznała jeszcze nigdy.
Zawsze wolała być nieszczęśliwa niż szczęśliwa. Teraz, nagle coś się zmieniło.
Ta radość jakby wypełniała ją całą. Chciała, żeby to trwało wiecznie. Nie miała
pojęcia co się z nią dzieje na ziemi, ale już ją to nawet nie obchodziło.
Luna obejrzała się za siebie i
zobaczyła pięknego konia, który posiadał duże
i majestatyczne skrzydła. To był pegaz. To wszystko było takie piękne,
takie kolorowe. Bała się, że to może być tylko sen. Właściwie, to był w pewnym
sensie sen. Dziewczynka zatrzymała się, a koń do niej podleciał. Usiadła na
jego grzbiecie i zasnęła.
*
* *
Bum! Luna uderzyła o ziemię i wskoczyła do swojego ciała.
Ten piękny świat, ten piękny sen, zniknął. Słyszała śmiechy. Zastanawiała się,
skąd one dochodzą. Ach tak! No właśnie! Przypomniało jej się że przecież te
potwory w jej głowie się śmieją! Jak mogła o tym zapomnieć?
-To było niezłe, Ricky. Najlepszy żart wszechczasów –
powiedział Ozi, głośno śmiejąc się.
-To prawda Ozi, po prostu kiedy to zrobił, ledwo
powstrzymałem się od śmiechu – odezwał się Joy.
-Koledzy, trochę powagi! Przypominam, że Luna już do nas
wróciła i że wszystko to słyszy! – warknął Lucky. On zawsze był taki
poważny. Praktycznie nigdy się nie
śmiał. Uważał, że taka osobistość jak on, nie może sobie pozwalać na śmiech.
Dlaczego był osobistością? Nie chciał jej powiedzieć. Pewnie to też była
tajemnica. Inne demony słuchały się go, jakby to on był Panem. Dziewczynka
chciała się dowiedzieć, co takiego śmiesznego się stało. Przecież to chyba nie
była tajemnica?
-Opowiedzcie mi, co takiego śmiesznego zrobiliście?
-Eeee tam, lepiej żebyś nie wiedziała. Zrobiłem to tobą,
dlatego możesz się zdenerwować – powiedział Ricky.
-Lepiej jej powiedz. Pewnie ta Alis zaraz tu przyjdzie, a
lepiej żeby mała wiedziała o co chodzi – odezwał się Joy.
-Co?! Co wyście ze mną zrobili?! Dlaczego Alis tu zaraz
przyjdzie?! – zapytała, a wręcz wrzeszczała Luna.
-No bo jak chodziliśmy po tym korytarzu, to nagle z pokoju
wyszła Alis, wzięła cię za rękę i powiedziała, że czas na obiad. Wtedy my
postanowiliśmy się nie wstrzymywać i poszliśmy z nią. Nie za bardzo
wiedzieliśmy, co miałaś na talerzu. To było jasnobrązowe i śmierdziało. Więc
wzięliśmy to do ręki i zaczęliśmy jeść. Nie było to za dobre, ale jedliśmy.
Alis powiedziała, że mamy to odłożyć i zacząć normalnie jeść, oraz zapytała czy
coś jest nie tak. Nic nie powiedzieliśmy i zaczęliśmy siedzieć bezczynnie, bo co to znaczy normalnie jeść?
Przecież jedliśmy normalnie. No ale wtedy Ricky przejął całkowitą kontrolę i
uderzył twarzą w talerz.
-Po co?! – zapytała wystraszona dziewczynka.
-No żeby jeść. Jeśli dla niej, jedzenie ręką to nie normalne
jedzenie, to znaczy że jecie jak kury. No to zacząłem dziobać mięso jak kura
nasionka. Rozrzucałem jedzenie po całym stole i dalej, więc Alis szybko wstała
i się ode mnie odsunęła. Koło mnie stała szklanka kolorowym płynem. Nie
wiedziałem jak się napić, więc zacząłem chłeptać napój jak pies. Przyznam
szczerze, był pyszny. Alis zaczęła coś do mnie krzyczeć, ale ja nie zwracałem
na to najmniejszej uwagi. W końcu wszystko zjadłem i wybiegłem jak kura ze
stołówki, wróciłem do pokoju i oddałem ci kontrolę. No, i tak to właśnie było.
Luna była strasznie zła na swoich przyjaciół. Nie
spodziewała się, że to tego dojdzie. Już więcej nie odda im kontroli! Nigdy
więcej! To co jadła, czy oni jedli, to musiała być ryba w panierce. To co piła,
to był kompot. Dobrze wiedziała, że wyląduje u dyrektorki. Była ona złą
kobietą. Była już dość straa i nie lubiła dzieci, a szczególnie, kiedy
rozrabiały. Bała się jej, nawet bardzo. Wiedziała też, że będzie miała kłopoty
z Alis.
Nagle do pokoju wpadła jej opiekunka i wyciągnęła ją za rękę
na korytarz. Luna nie stawiała żadnego oporu, nie udałoby się jej uciec. Alis nic
nie mówiła. Szły w kierunku gabinetu dyrektorki Shermen. Kobieta tylko pchnęła
swoją podopieczną za drzwi i zamknęła je z hukiem. Przed nią stała wyskoka i
koścista kobieta, patrząc na małą chłodnym wzrokiem. Luna popatrzyła się na nią
błagalnie.
-Proszę, proszę, proszę…. Toż to pani Still. Nigdy tu pani
nie widziałam – dyrektorka pochyliła się nad nią i spojrzała na nią swoimi
piwnymi oczami. Dziewczynka miała wrażenie, że przeszywa ją chłud.
-Wreszcie się uaktywniłaś, moja droga. Każde dziecko w tym
sierocińcu choć raz, jeden raz tu było. Tobie się to jeszcze nie zdarzyło. Aż
do dzisiaj. Bardzo mnie to ciekawi i chciałabym się dowiedzieć co takiego
narobiłaś – powiedziała sarkastycznie pani Shermen. Luna tylko stała i patrzyła
się na nią przerażona. Po raz pierwszy w życiu, czuła tak wielki strach. I to
na dodatek przed jedną, kościstą staruszką! Czuła się jak na komisariacie
policji: wszystko co powie, zostanie wykorzystane przeciwko niej. To było
okropne uczucie.
-No proszę cię Luno, odezwij się i mi opowiedz, co wydarzyło
się na stołówce – odezwała się kobieta, udawanym słodkim głosem.
-Ja… Ja jadłam. Po prostu jadłam – odpowiedziała czując
wielką gulę w gardle.
-Taak? Z tego co słyszałam, to nie jadłaś tak… po prostu,
ale jadłaś tak nie po prostu. Czy się nie mylę?
-Nie, pani Shermen.
-To jak jadłaś? Chcę się czegoś więcej dowiedzieć – dalej słodkim głosem, mówiła dyrektorka.
-No jadłam jak zwierzęta. Człowiek też jest w pewnym rodzaju
zwierzęciem. Chyba się nie mylę proszę pani? – dziewczynka postanowiła zagrać
inaczej. Użyje tej samej broni co ona. No, może nie dokładnie takiej samej, ale
podobnej.
-Ty szczeniaku! Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?! Jesteś
bezczelna! To dzięki mnie masz so jeść, w co się ubrać a ty tak mi dziękujesz?
To nie ja mam z ciebie wyciągać informacje tylko to ty masz mi wyśpiewać
wszystko! Wręcz masz to wyrecytować! Zrozumiano? – krzyknęła zdenerwowana
kobieta.
-Tak jest, proszę pani – Luna postanowiła sobie odpuścić, bo
wiedziała, że tak daleko nie zajedzie. Uznała, że powie jej wszystko, dokładnie
wszystko.
-To gadaj, co żeś robiła w tej stołówce.
-Jadłam rybę. Nie jadłam jej normalnie, jadłam ją jak
kurczak. Kompot piłam jak pies, a później wybiegłam z sali, dalej udając
kurczaka. To właśnie się stało.
-Ach no dobrze, to teraz wytłumacz mi dlaczego tak
zrobiłaś-powiedziała chłodno pani Shermen.
Luna nie wiedziała co powiedzieć. Musiała coś wymyślić, bo
przecież nie ona to wtedy robiła. Przez moment milczała, ale zaraz wpadł jej do
głowy pomysł.
-Uznałam, że jeśli człowiek też jest rodzajem zwierzęcia, to
powinniśmy upodabniać się do nich, a że nie wiedziałam co leprze, czy kurczak
czy pies, to wybrałam oba – powiedziała, dumna ze swego pomysłu.
-Co?! Skąd ci nagle do głowy przyszła myśl, że ludzie to
zwierzęta?! – zapytała zdenerwowana kobieta.
-Z książki przyrodniczej. O podobieństwie ludzi i zwierząt.
-Przynieś mi tą książkę! Natychmiast! – dziewczynka
posłusznie wybiegła z gabinetu i popędziła do biblioteki po książkę. To co
mówiła było prawdą, faktycznie czytała ostatnio taką książkę. Szybko popatrzyła
po regałach i znalazła. Wzięła atlas do rąk i pobiegła do dyrektorki. Nie mogła
się doczekać, kiedy zobaczy jej minę jak ujrzy zdanie: „W zasadzie ludzie to
pewien rodzaj zwierzęcia. Są do nich bardzo podobni”. Zatrzymała się przed
drzwiami gabinetu i zaczęła szukać tej strony. Gdy już ją znalazła, wsadziła
tam palec i zamknęła książkę. Odetchnęła, popchnęła drzwi i weszła do środka.
Nic nie mówiąc położyła atlas na biurku, tuż przy rękach dyrektorki i otworzyła
go na odpowiedniej stronie. Wskazała palcem to zdanie i przeczytała na głos:
- ”W zasadzie ludzie to pewien rodzaj zwierzęcia. Są do nich
bardzo podobni. Człowiek powstał od małpy, czyli od zwierzęcia.” Książki się
nie mylą – powiedziała z uśmiechem Luna. Kobieta zaczęła się robić czerwona.
Dziewczynka bała się, że zaraz wybuchnie, więc odsunęła się kilka kroków do
tyłu.
-Ty mała złośnico! Ty mała larwo! Ty…. Ty… ty potworzyco! –
wrzeszczała wściekła dyrektorka.
-Spokojnie proszę pani, pani chciała zobaczyć, to pani
pokazałam. To może ja już pójdę? – zapytała wystraszona, bo bała się, co zaraz
może się stać. Nie czekając na odpowiedź wybiegła z gabinetu i co sił w nogach
pędziła do swojego pokoju. Szybko wpadła do niego zdyszana. Na nią, czekała już
Alis.
Dzisiaj tak dużo, bo chciałam wam wynagrodzić to, że tak długo nie było posta. Serdecznie przepraszam i mam nadzieję, że wam się spodoba. Zapraszam do komentowania ;>