poniedziałek, 28 września 2015

Bez Mgły. Rozdział 8

           W karetce leżę z szeroko otwartymi oczami i nasłuchuje. Przy wszystkich szumach i hałasie syreny, prawie nie słyszę rozmowy Pani Sherman z lekarzem.
- I co wtedy mamy zrobić? - pyta ze swoim stałą powagą i opanowaniem w głosie.
- No trzeba będzie wybudować podjazd dla wózków. Nie będzie mogła już wchodzić po schodach, chyba że ktoś będzie wnosił ją i wózek.
- U nas dzieciaki nie często opuszczają sierociniec, podjazd nie będzie potrzebny.
- No cóż, jak pani uważa. - mówi lekarz- Dobrze, niedługo dojedziemy. Pani i Panna Morgan będą musiały opuścić na jakiś czas dziewczynkę. Musimy przetransportować ją na salę operacyjną.
Kim jest Panna Morgan?

- Oczywiście rozumiem, ale z Panią Morgan będzie trochę trudniej. Ale sobie poradzimy. - odpowiada - Alis! Zostaw już Lunę!
No przecież! Alis ma tak na nazwisko! Zapomniałam. Jeśli dobrze wywnioskowałam, będę jeździć na wózku. O nie! To nie może się wydarzyć! Muszą przeszczepić mi jakąś nogę! Nie mogę jeździć na wózku! NIE MOGĘ!
- Nie denerwuj się, nie będzie takiej potrzeby żebyś jeździła na wózku - odzywa się w mojej głowie Lucky.
- Jak to? Przecież nie mam nogi.
- Jak tylko wyjdziemy ze szpitala i wrócimy do sierocińca noga ci się odrodzi. Joy ma magiczne zdolności w tych sprawach. Na razie nie może tego zrobić, bo wszyscy by widzieli, a nie o to chodzi. Luna, teraz chcą zawieść cię na operację, wstrzykną ci w krew zastrzyk usypiający. Zastrzyk ten na ciebie nie zadziała, więc musisz udawać, że śpisz. Będziesz czułą ból, więc my przejmiemy kontrolę abyś mogła odpocząć, dobrze? - zapytał. Cała na sytuacja jest dziwna. Mam jeszcze masę pytań, ale wiem że nie ma czasu. 
- Dobrze, niech będzie - zgadzam się w pośpiechu. Właśnie drzwi karetki otwierają się a ja jestem wywożona na noszach. Alis coś jeszcze do mnie krzyczy, ale ja już nie słyszę. Nagle mój rydwan spada do szpitala a później do białej sali. Wokół mnie kręcą się jacyś lekarze i coś do siebie mówią. Nagle dostaję bolesny zastrzyk i chyba wstrzykują mi usypiacz wtedy oczyszczam mój umysł, i po chwili odpływam zostawiając demonom moje ciało.


To znowu ja! Po tak długiej przerwie powracam! ;) Na razie tak krótko bo piszę to rano, przed szkołą, ale jutro, a może nawet dzisiaj będzie ciąg dalszy. Postaram się pisać częściej, więc zaglądajcie tu! :D

niedziela, 14 czerwca 2015

Bez Mgły. Rozdział 7

Otwieram oczy i słyszę szum ulicy. Leże na mokrej trawie , ubrana tylko w piżamę. Na mojej piersi śpi kot. Gdzie ja jestem? Ach no tak! Przyszłam tu w nocy, musiałam zasnąć. Alis! Boże, pewnie strasznie się o mnie martwi! Muszę szybko wrócić  z powrotem  do sierocińca! Hmmm… ale która jest godzina? Patrzę na zegar który wisi na latarni ulicznej i okazuje się że jest… 6:30. To bardzo wczesna godzina. Mimo to, miejska dżungla i tak zdążyła już otrząsnąć się z płachty cichej nocy. Jak to po cichu wrócić? Na początku musze przejść przez ulicę. To nie będzie trudne, przecież to tylko przejście przez ulicę! Ale gdzie są pasy? No tak! Przecież jakaś trudność zawsze musi się pojawić, prawda? Eh… muszę poczekać aż na chwile zrobi się pusto na ulicy.
Minęło już chyba dobre 10 minut od kiedy tak czekam! Musze wślizgnąć się do sierocińca przez 7. Chyba będę musiała przebiec przez ulice. Zrobię to szybko. Przebiegam przez pierwszą część i staje między pierwszą drogą a drugą. Musze się uspokoić. O mało nie wpadłam pod auto. Dobra, teraz jeszcze tylko druga część ulicy. Biegnę, już prawie jestem przy krawężniku kiedy nagle nadjeżdża auto i… BUM!
Jasne obłoki płyną obok mnie. Anioł ubrany w błękitną szatę stoi przy mnie i gra na harfie przepiękną melodie. Wydaje się znajoma… Moja piżama jest cała we krwi. Nie posiadam jednej nogi. Dlaczego? Leżę na miękkiej chmurze. W powietrzu unosi się słodki aromat. Mam ochotę dalej spać. Sen strasznie mnie nuży. Słyszę w oddali głos. Ktoś coś do mnie krzyczy: „Nie rób tego! Nie odchodź! Musisz tu zostać! Proszę cię Luna! Nie zasypiaj, słyszysz?! NIE POZWALAM CI!”. Czemu miałabym nie zasypiać? Przecież tu jest tak wygodnie. Ale te krzyki mi przeszkadzają. „Luna! Chcesz stracić wszystko? Twoi przyjaciele! Rodzina! Chcesz ich stracić?”. Ja nie mam rodziny. Przyjaciół też. Chwila moment… ja mam przyjaciół. Tak! Mam! Lucky, Ricky, Ozi, Joy. Może nawet Alis? Musze do nich wrócić. Nie obchodzi mnie to, że będą się martwić, bardziej obchodzi mnie moje śledztwo w sprawie mgły. Alis pewnie strasznie się na mnie wydrze, ale jakoś to przeżyję. Jak się stąd wydostać? Schodzę po woli z chmurki, a gdy stawiam drugą stopę na ziemi, anioł przestaje grać.
-Już sobie idziesz? Tak szybko? – pyta, wyraźnie zasmucony – Może poleżysz jeszcze chwilę? Utniesz sobie przyjemną drzemkę?
-Chyba jednak wole wrócić do domu.
-Do domu? Ty nie masz domu. Masz sierociniec. Zapomniałaś? A kto czeka na ciebie w tym „domu”? Na pewno nie rodzice. Przecież to sierociniec! – mówi sarkastycznie śmiejąc się. Od kiedy anioły są tak wredne?
-Niby czemu? Anioły muszą być miłe? Jestem odmieńcem.
-Jak ty…
-Tak, tak. Umiem czytać w myślach. Więc lepiej uważaj, moja droga.
To wszystko zaczyna robić się dziwne. Chce już wrócić.
-No dobrze uparciuchu. Jestem zmuszony odesłać cię do twoich „przyjaciół”. Złap mnie za rękę.

Łapię go za rękę, tak jak mi kazał. W tej samej chwili uderzam z impetem o ziemie i czuje przenikliwy ból. Moja noga! Dalej jej nie ma! Krwawię w okolicach brzucha. Leżę na środku ulicy a nade mną stoi grupa opiekunów z sierocińca, Pani Sherman i jakaś kobieta. Coś do mnie mówią, ale ja ich nie słucham. Słyszę syrenę. Jedzie karetka. Może mają moją nogę? Z pojazdu wychodzi dwóch mężczyzn. Kładą mnie na nosze i zabierają do karetki. Ze mną idzie Pani Sherman i Alis. No to co, teraz do szpitala!


Co? Już? Tak szybko nowy rozdział? Tak, oto właśnie był on. Teraz, kiedy zbliżają się wakacje, nie ma już tyle nauki i mam więcej czasu na pisanie. Kiedy się już rozpoczną, będę starała się wrzucać przynajmniej 1 rozdział tygodniowo. Dlaczego nie częściej? Bo chce korzystać z tego, że mam wolne od szkoły :P. 
~Autorka

czwartek, 11 czerwca 2015

Bez Mgły. Rozdział 6

Nagle się budzę. Jestem cała zlana potem. Co się stało? Nic nie pamiętam. To był tylko sen? Na szczęście tak. No ale co się stało? Jak znalazłam się w łóżku? I co było prawdą a co nie? Lucky będzie wiedział.
-Lucky co się stało – pytam. Mam nadzieję, że on będzie wiedział.
-No nic się nie stało, po prostu się obudziłaś w środku nocy. A co się miało stać?
-No ale co się stało wczoraj?! Jak się tu znalazłam? Czy naprawdę byłam u Pani Sherman? Opowiedz mi wszystko co się wczoraj wydarzyło po obiedzie.
-Byłaś u tej dyrektorki, a gdy zaczęła na ciebie wrzeszczeć wybiegłaś z jej gabinetu i wróciłaś do pokoju. Byłaś tak zdenerwowana, że wykorzystaliśmy to i przejęliśmy kontrolę. Przebraliśmy cię w piżamę i położyliśmy spać. Nic wielkiego. A! I jeszcze jedno. Alis powiedzieliśmy, że byłaś u Pani Sherman i że wszystko jej opowiedziałaś. Ona wtedy cię przytuliła i powiedziała, że ci wybacza i dziękuje że wreszcie się do niej odezwałaś. Dodała jeszcze, że masz śliczny głos. Tak właśnie było – zakończył opowiadanie Lucky. Czyli to tak! Kiedy jestem bardzo zdenerwowana lub wystraszona to demony bez problemu przejmują nade mną kontrole! To niewiarygodne!
-Ale dlaczego kiedy wy mną kierowaliście nie byłam w tej magicznej krainie? Czemu miałam wrażenie, że stało się coś strasznego?
-No bo jeśli przejmujemy nad tobą kontrolę kiedy jesteś wystraszona to przenosisz się do piekła. Kiedy sama nam ją oddajesz, to jesteś w pewnym sensie szczęśliwa  dlatego przenosisz się do nieba. W piekle dzieją się rzeczy straszne, a w niebie rzeczy cudowne. Rozumiesz?
-Tak, niestety tak.
O nie. Nie chciałam by wszystko się tak potoczyło. Od dzisiaj, nie mogę się bać. Nie mogę! Inaczej znowu wydarzy się… znaczy będę myślała że się wydarzyło coś strasznego.
                Sprawdzam godzinę na zegarze. Jest 2 w nocy. Cały sierociniec już śpi. Kładę głowę na poduszkę i myślę. Próbuje zasnąć, ale mi się do nie udaje. Próbuje, próbuje ale nie mogę. Postanawiam, że pójdę coś zjeść. Od tego myślenia zgłodniałam. Po cichu wstaje z łóżka i otwieram drzwi. Rozglądam się po korytarzu i dostrzegam Pana woźnego na końcu po lewej stronie. Myje podłogę. Po chichu, na paluszkach, zaczynam schodzić po schodach. Na szczęście tym razem nie skrzypiały. Uffff. Gdzie jest stołówka? Hm… wiem! Po prawej stronie od wejścia do budynku. Staje przed drzwiami z napisem: „Wszystkie sierotki, podnieście głowy! Zjedzcie z nami posiłek zdrowy!”. Ten tekst mnie irytuje. Łapie za klamkę. Drzwi są zamknięte. O nie. Gdzie panie kucharki mogą chować klucz? Mają go u siebie w pokoju? Raczej nie. Hm… myśl, Luna, myśl. No tak! Pod wycieraczką u drzwi sierocińca! Sprawdzam i… są! Na szczęście. Gdy podusze klucz, dostrzegam uchylone drzwi. Czy wcześniej takie były? Uchylam je trochę bardziej i wyglądam na zewnątrz. Spoglądam na niebo i na piękne gwiazdy. Nigdy nie wychodziłam poza budynek. Właściwie to mamy podwórko za sierocińcem, ale nigdy go nie odwiedziłam. Uważałam, że to bez sensu. Po co marnować czas na jakiś głupi dwór? Teraz uświadomiłam sobie, jak piękny jest świat poza sierocińcem.
                Otwieram drzwi szerzej i wychodzę na zewnątrz. Przedtem kładę klucze z powrotem pod wycieraczkę. Brrrr. Zimno. Nie mam na nogach butów. Beton jest chłodny. Idę dalej powolnym krokiem i szybko  zbiegam po schodkach wejściowych. Na ulicy nie widać aut. Latarnie świecą bladym światłem. Przebiegam na drugą stronę ulicy i spostrzegam białego kota wśród traw. Powoli podchodzę do niego. On daje się pogłaskać. Kładę się na trawie a kot układa się obok mojego prawego ramienia. Nazwę go…  Star. Tak. To dobre imię dla kota prawda?
                Patrzę rozmarzona na niebo. A gdyby tak uciec? Wyrwać się z tej codziennej nudnej rutyny? Nie wiem czy to dobry pomysł… Nagle z nieba spada gwiazda zamykam oczy i wypowiadam życzenie:

-Chcę wreszcie być wolna.
spełniaj swoje marzenia

Liebster Blogs Awards Challenge

Liebster Blogs Awards Challenge
Witajcie moi kochani! No więc tak, mam wam kilka rzeczy do powiedzenia. Zostałam nominowana do LBA przez blog „Niecodziennie zwykle”. W tym challengeu chodzi o to, że ja mam odpowiedzieć na pytania zadane daną osobę. Następnie sama mam nominować kilka blogów i zadać im wymyślone przeze mnie pytania. Od razu mówię: moje odpowiedzi nie będą jakieś super długie, nie spodziewajcie się za wiele. Po prostu nie mam za dużo do powiedzenia xP. No więc… start! XD
Pytania mi zadane:
1. Czy miałaś kiedyś moment, że kompletnie nie chciało ci się dodać nic na bloga, choć serio powinnaś?
2. Dlaczego zdecydowałaś się na ten program do robienia blogów? (np. Blogger)
3. Myślisz, że do którego roku życia będziesz prowadziła bloga?
4. Ulubiony napój?
5. Ulubiony sklep spożywczy? XD
6. Ktoś w szczególności motywuje cię do pracy nad blogiem?
7. Jaką cechę chciałabyś w sobie zmienić?
8. Jak to możliwe, iż kosmos nie ma końca? A jeśli ma, to co jest za końcem kosmosu?
9. Co myślisz o operacjach plastycznych?
10. Trzy ulubione sporty?
11. Twoje najlepsze cechy? (Postaraj się być wyrozumiała i szczera wobec siebie)
Moje odpowiedzi:
1. Mam tak co każdy post xD
2. Wybrałam bloggera, bo uważam jest bardzo wygodnym i znanym serwisem.
3. Szczerze mówiąc… będę się starała prowadzić go przynajmniej do początku liceum, ale nie obiecuje. No wiecie, jest jeszcze nauka i dużo innych obowiązków. I tak ledwo mieszczę bloga w moim grafiku teraz, a co dopiero będzie za kilka lat… :/
4. Napój z aloesu :3. Uwielbiam go! UBUSTWIAM! Lecz niestety jest on dość drogi jak na małą butelkę więc nie pije go za często :C
5. Mały: Odido. Duży: Biedronka xD
6. Moi rodzice xD. Mój tata jest największym fanem mojego bloga na świecie. Dużą motywacją jest dla mnie sam fakt, że tak strasznie to go interesuje. Jestem mu za to bardzo wdzięczna. Pozdrowienia
dla mojego kochanego tatusia <3.
7. Przede wszystkim lenisto xD. Między innymi to dzięki niemu musicie tak długo czekać na nowy rozdział. Czasami doprowadza mnie to do szału. Próbuje z tym walczyć, ale to nie takie proste. Leniuchy: Pjona! xD
8. Za końcem kosmosu jest nowy świat. Według mojej hipotezy, ogród Eden (info dla nie chrześcijan: ogród Eden to raj dla ludzi z którego zostali kiedyś wypędzeni) nie był w niebie, on zawsze był gdzieś poza. Wydaje mi się, że bóg ukrył go za kosmosem, czyli w miejscu, do którego człowiek nigdy bez jego pomocy nie dotrze. Kiedy nastąpi koniec świata, umieści tam wszystkim dobrych ludzi, a grzeszników wypędzi do piekła. No, to taka moja mini historyjka :D
9. Uważam, że są one nikomu niepotrzebne. Szczególnie te, które powiększają piersi. Wszystkie dziewczyny, to info do was: Naturalne jest najpiękniejsze!
10. Siatkówka, narciarstwo i łyżwiarstwo
11. Hm… chyba poczucie humoru i… odważność? Tak, te dwie cechy. Zdecydowanie.
No, to macie trochę o mnie. To teraz moja kolej.
Pytania ode mnie:
1. Czy masz rodzeństwo?
2. Dwa ulubione zwierzęcia?
3. Twoje hobby?
4. Twoje zainteresowania?
5. Gdzie kupujesz ubrania? Xd
6. Czy wyjeżdżasz gdzieś w tym roku na wakacje? Jeśli tak, to gdzie?
Nominowane blogi:
1. tystarabonnienanaspacza.blogspot.com
2. niecodzienniezwykle.blogspot.com
3. notnormalgirlblog.blogspot.com
4. 6odcienimnie.blogspot.com (to już twoje trzecie LBA xD)

No… to… Em… to by było na tyle ;-; Pytań nie ma za dużo, ani nie są one jakieś super głębokie no ale… ten… no ważne że są xD

czwartek, 14 maja 2015

Bez Mgły. Rozdział 5

UWAGA UWAGA! WAŻNA WIADOMOŚĆ!
Zmieniam perspektywę pisania. Teraz, zamiast opowiadającego narratora, będzie opowiadająca Luna :) Zapraszam do czytania!
-Wytłumacz mi swoje zachowanie moja panno… - powiedziała Alis, patrząc się na mnie, jakby chciała mnie zabić.
-I żeby twoja wypowiedź miała jakiś sens, bo nie mam ochoty słuchać takich bzdur, jakich naopowiadałaś Pani Sherman.
Nie mam zamiaru tłumaczyć się drugi raz. Odezwałam się już do jednej osoby, to i tak było dużo. Mam taką zasadę:” Nigdy z nikim nie rozmawiam”. Już raz byłam zmuszona ją złamać, drugi raz tego nie zrobię. Alis na pewno nie będzie zła. Nigdy nie jest na mnie zła.
-Ja wciąż czekam! – krzyknęła, wyraźnie zdenerwowana. Mnie to nie złamało, mam zamiar dalej siedzieć cicho.
-Koniec milczenia! Mam już tego po dziurki w nosie! Teraz będziesz mi się tłumaczyć czy tego chcesz, czy nie! To co zrobiłaś na stołówce, było niedopuszczalne! Nawet nie wierz jak mi teraz za ciebie wstyd! Gadaj albo będziesz miała spore kłopoty! – wrzeszczała wściekła jak osa, ale ja i tak nie za bardzo nie boje. Fakt, mogę mieć kłopoty, ale co tam, trudno. Po tym jak dałam popalić tej wstrętnej dyrektorce, wiedziałam, że już nie muszę się jej bać. No bo jeśli wcześniej tylko ona była moim postrachem, to kto jest nim teraz? Nikt! I właśnie dlatego nie boję się już niczego. Nagle Alis złapała mnie za rękę i przybiła do ściany.
-GADAJ! I TO JUŻ! INACZEJ GORZKO POŻAŁUJESZ! – jej dłoń co raz bardziej zaciska się na moim nadgarstku. Nie wiem co robić. Walczyć czy się poddać? Uciec czy wszystko jej opowiedzieć? Podejmę się tego wyzwania. Podniosę rzuconą mi rękawice. Będę walczyć.
                Energicznym ruchem wyrywam rękę z pod uścisku Alis. Szybko wybiegłam z pokoju. Gdzie się schować? GDZIE SIĘ SCHOWAĆ?! Wiem! Schowek na miotły woźnego! Jest na parterze, przy toaletach. Zbiegam po schodach i wpadam na jakiegoś wychowawcę. Próbuję mnie zatrzymać ale ja i tak biegnę do mojego celu. JEST! Wpadam do małej komórki i zatrzaskuje za sobą drzwi. Gdzie jest światło? No gdzie ono jest?! Tutaj! Trochę wysoko, ale jak podskoczę to zapalę. Podskakuje próbując dosięgnąć włącznika, lecz mi się to nie za bardzo udaje. Jest! Udało się. Kiedy zapalam światło, widzę stojącą przed sobą postać. Kto to jest? Pan woźny? Tak! To pan woźny! O nie! Tylko jego mi tu brakowało. Ale czemu siedział tu ze zgaszonym świetle?
-Co ty tu robisz dzieciaku? – zapytał zły. W jego głosie można było czuć nutkę rozpaczy. On płacze.  Po jego policzkach spływają łzy.
-Wynoś się z tond! Już! – krzyczy na mnie. Nie chcę znowu afery, więc szybko wybiegam z pokoiku. Nagle widzę, jak Alis zbiega po schodach. Obie wdajemy się w pościg. Biegnę ile sił w nogach. Przebiegam przez sień i staję naprzeciwko pokoju opiekuna Johna.  Jest chłopakiem Alis i opiekuje się Jeremy’m. Wpadam tam jak piorun i wbiegłam do toalety. Zamykam drzwi na klucz. Pól minuty po tym, Alis zaczyna walić w drzwi. W końcu udaje jej się je wyważyć. Zdyszana staje naprzeciwko mnie.

-Teraz to masz duże kłopoty, moja panno.

niedziela, 12 kwietnia 2015

Bez mgły. Rozdział 4

-(…)że można spróbować. Na początek przejdziemy się tobą po korytarzu, kilka razy i jeśli pójdzie nam to płynnie to zaczniemy robić większe kroki, takie jak chodzenie po mieście, rozmawianie oraz podnoszenie różnych rzeczy. Tylko nie możesz się zapierać, bo wtedy jest nam bardzo trudno się poruszać. Po prostu daj się ponieść dobrze?
-No okej – powiedziała lekko wahając się. Nie była pewna czy tego chce. Czy oddanie demonom kontroli nad sobą by siać zniszczenie tylko po to, by dowiedzieć się co się kryje pod mgłą jest tego warte? Czy naprawdę tego potrzebuje? Tak. Do tego chciała dążyć i postanowiła, że trudno. Świat  musi ucierpieć dla jej szczęścia. Przecież to ona jest obdarowana, a nie świat. To ona tu rządzi.
-Jakieś jeszcze wymagania? – zapytała.
-Tak. Nasz Pan nie może się o tym dowiedzieć. Na 99,9% nigdy go nie spotkasz, nawet nie zobaczysz, ale jeśli to by się jednak wydarzyło, to ty nic nie wiesz, dobrze?
-Niech wam będzie. To wszystko?
-Tak. Gotowa na mały spacer?
-Jasne. Zawsze jestem gotowa na sianie zniszczenia – odpowiedziała sarkastycznie. Wciąż nie do końca była pewna czy chce być ta zła. Warto spróbować. Czekała aż coś się wydarzy. Nic. Nic się nie działo. Czekała tak już chyba 5 minut, aż w końcu zapytała:
-Co się dzieje? Robicie coś czy nie?
-No właśnie próbujemy, ale coś jest nie tak. Jakbyś…. jakbyś miała jakąś blokadę. Jakąś zaporę. To chyba dlatego, że się boisz. Musisz się uspokoić i nam zaufać – łagodnie powiedział Lucky.
Luna nie wiedziała jak to zrobić. Coś w niej, coś w środku jej nie pozwalało. Nie mogła powstrzymać tego strachu. Bardzo tego chciała, ale nie mogła. Próbowała, ale się nie udawało. W końcu, poczuła jak płynie. Jak szybuje nad chmurami. Koło niej latały anioły i dmuchały na nią chmurami. Ona, leciała za nimi z radosnym uśmiechem. Wzięła do ręki kawałek jasnoróżowej chmurki i dmuchnęła nią w młodego aniołka, który leciał tuż przy jej lewej ręce. Takiego szczęścia nie zaznała jeszcze nigdy. Zawsze wolała być nieszczęśliwa niż szczęśliwa. Teraz, nagle coś się zmieniło. Ta radość jakby wypełniała ją całą. Chciała, żeby to trwało wiecznie. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje na ziemi, ale już ją to nawet nie obchodziło.
Luna obejrzała się za siebie i zobaczyła pięknego konia, który posiadał duże  i majestatyczne skrzydła. To był pegaz. To wszystko było takie piękne, takie kolorowe. Bała się, że to może być tylko sen. Właściwie, to był w pewnym sensie sen. Dziewczynka zatrzymała się, a koń do niej podleciał. Usiadła na jego grzbiecie i zasnęła.
                                                                               *     *      *
Bum! Luna uderzyła o ziemię i wskoczyła do swojego ciała. Ten piękny świat, ten piękny sen, zniknął. Słyszała śmiechy. Zastanawiała się, skąd one dochodzą. Ach tak! No właśnie! Przypomniało jej się że przecież te potwory w jej głowie się śmieją! Jak mogła o tym zapomnieć?
-To było niezłe, Ricky. Najlepszy żart wszechczasów – powiedział Ozi, głośno śmiejąc się.
-To prawda Ozi, po prostu kiedy to zrobił, ledwo powstrzymałem się od śmiechu – odezwał się Joy.
-Koledzy, trochę powagi! Przypominam, że Luna już do nas wróciła i że wszystko to słyszy! – warknął Lucky. On zawsze był taki poważny.  Praktycznie nigdy się nie śmiał. Uważał, że taka osobistość jak on, nie może sobie pozwalać na śmiech. Dlaczego był osobistością? Nie chciał jej powiedzieć. Pewnie to też była tajemnica. Inne demony słuchały się go, jakby to on był Panem. Dziewczynka chciała się dowiedzieć, co takiego śmiesznego się stało. Przecież to chyba nie była tajemnica?
-Opowiedzcie mi, co takiego śmiesznego zrobiliście?
-Eeee tam, lepiej żebyś nie wiedziała. Zrobiłem to tobą, dlatego możesz się zdenerwować – powiedział Ricky.
-Lepiej jej powiedz. Pewnie ta Alis zaraz tu przyjdzie, a lepiej żeby mała wiedziała o co chodzi – odezwał się Joy.
-Co?! Co wyście ze mną zrobili?! Dlaczego Alis tu zaraz przyjdzie?! – zapytała, a wręcz wrzeszczała Luna.
-No bo jak chodziliśmy po tym korytarzu, to nagle z pokoju wyszła Alis, wzięła cię za rękę i powiedziała, że czas na obiad. Wtedy my postanowiliśmy się nie wstrzymywać i poszliśmy z nią. Nie za bardzo wiedzieliśmy, co miałaś na talerzu. To było jasnobrązowe i śmierdziało. Więc wzięliśmy to do ręki i zaczęliśmy jeść. Nie było to za dobre, ale jedliśmy. Alis powiedziała, że mamy to odłożyć i zacząć normalnie jeść, oraz zapytała czy coś jest nie tak. Nic nie powiedzieliśmy i zaczęliśmy siedzieć  bezczynnie, bo co to znaczy normalnie jeść? Przecież jedliśmy normalnie. No ale wtedy Ricky przejął całkowitą kontrolę i uderzył twarzą w talerz.
-Po co?! – zapytała wystraszona dziewczynka.
-No żeby jeść. Jeśli dla niej, jedzenie ręką to nie normalne jedzenie, to znaczy że jecie jak kury. No to zacząłem dziobać mięso jak kura nasionka. Rozrzucałem jedzenie po całym stole i dalej, więc Alis szybko wstała i się ode mnie odsunęła. Koło mnie stała szklanka kolorowym płynem. Nie wiedziałem jak się napić, więc zacząłem chłeptać napój jak pies. Przyznam szczerze, był pyszny. Alis zaczęła coś do mnie krzyczeć, ale ja nie zwracałem na to najmniejszej uwagi. W końcu wszystko zjadłem i wybiegłem jak kura ze stołówki, wróciłem do pokoju i oddałem ci kontrolę. No, i tak to właśnie było.
Luna była strasznie zła na swoich przyjaciół. Nie spodziewała się, że to tego dojdzie. Już więcej nie odda im kontroli! Nigdy więcej! To co jadła, czy oni jedli, to musiała być ryba w panierce. To co piła, to był kompot. Dobrze wiedziała, że wyląduje u dyrektorki. Była ona złą kobietą. Była już dość straa i nie lubiła dzieci, a szczególnie, kiedy rozrabiały. Bała się jej, nawet bardzo. Wiedziała też, że będzie miała kłopoty z Alis.
Nagle do pokoju wpadła jej opiekunka i wyciągnęła ją za rękę na korytarz. Luna nie stawiała żadnego oporu, nie udałoby się jej uciec. Alis nic nie mówiła. Szły w kierunku gabinetu dyrektorki Shermen. Kobieta tylko pchnęła swoją podopieczną za drzwi i zamknęła je z hukiem. Przed nią stała wyskoka i koścista kobieta, patrząc na małą chłodnym wzrokiem. Luna popatrzyła się na nią błagalnie.
-Proszę, proszę, proszę…. Toż to pani Still. Nigdy tu pani nie widziałam – dyrektorka pochyliła się nad nią i spojrzała na nią swoimi piwnymi oczami. Dziewczynka miała wrażenie, że przeszywa ją chłud.
-Wreszcie się uaktywniłaś, moja droga. Każde dziecko w tym sierocińcu choć raz, jeden raz tu było. Tobie się to jeszcze nie zdarzyło. Aż do dzisiaj. Bardzo mnie to ciekawi i chciałabym się dowiedzieć co takiego narobiłaś – powiedziała sarkastycznie pani Shermen. Luna tylko stała i patrzyła się na nią przerażona. Po raz pierwszy w życiu, czuła tak wielki strach. I to na dodatek przed jedną, kościstą staruszką! Czuła się jak na komisariacie policji: wszystko co powie, zostanie wykorzystane przeciwko niej. To było okropne uczucie.
-No proszę cię Luno, odezwij się i mi opowiedz, co wydarzyło się na stołówce – odezwała się kobieta, udawanym słodkim głosem.
-Ja… Ja jadłam. Po prostu jadłam – odpowiedziała czując wielką gulę w gardle.
-Taak? Z tego co słyszałam, to nie jadłaś tak… po prostu, ale jadłaś tak nie po prostu. Czy się nie mylę?
-Nie, pani Shermen.
-To jak jadłaś? Chcę się czegoś więcej dowiedzieć –  dalej słodkim głosem, mówiła dyrektorka.
-No jadłam jak zwierzęta. Człowiek też jest w pewnym rodzaju zwierzęciem. Chyba się nie mylę proszę pani? – dziewczynka postanowiła zagrać inaczej. Użyje tej samej broni co ona. No, może nie dokładnie takiej samej, ale podobnej.
-Ty szczeniaku! Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?! Jesteś bezczelna! To dzięki mnie masz so jeść, w co się ubrać a ty tak mi dziękujesz? To nie ja mam z ciebie wyciągać informacje tylko to ty masz mi wyśpiewać wszystko! Wręcz masz to wyrecytować! Zrozumiano? – krzyknęła zdenerwowana kobieta.
-Tak jest, proszę pani – Luna postanowiła sobie odpuścić, bo wiedziała, że tak daleko nie zajedzie. Uznała, że powie jej wszystko, dokładnie wszystko.
-To gadaj, co żeś robiła w tej stołówce.
-Jadłam rybę. Nie jadłam jej normalnie, jadłam ją jak kurczak. Kompot piłam jak pies, a później wybiegłam z sali, dalej udając kurczaka. To właśnie się stało.
-Ach no dobrze, to teraz wytłumacz mi dlaczego tak zrobiłaś-powiedziała chłodno pani Shermen.
Luna nie wiedziała co powiedzieć. Musiała coś wymyślić, bo przecież nie ona to wtedy robiła. Przez moment milczała, ale zaraz wpadł jej do głowy pomysł.
-Uznałam, że jeśli człowiek też jest rodzajem zwierzęcia, to powinniśmy upodabniać się do nich, a że nie wiedziałam co leprze, czy kurczak czy pies, to wybrałam oba – powiedziała, dumna ze swego pomysłu.
-Co?! Skąd ci nagle do głowy przyszła myśl, że ludzie to zwierzęta?! – zapytała zdenerwowana kobieta.
-Z książki przyrodniczej. O podobieństwie ludzi i zwierząt.
-Przynieś mi tą książkę! Natychmiast! – dziewczynka posłusznie wybiegła z gabinetu i popędziła do biblioteki po książkę. To co mówiła było prawdą, faktycznie czytała ostatnio taką książkę. Szybko popatrzyła po regałach i znalazła. Wzięła atlas do rąk i pobiegła do dyrektorki. Nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy jej minę jak ujrzy zdanie: „W zasadzie ludzie to pewien rodzaj zwierzęcia. Są do nich bardzo podobni”. Zatrzymała się przed drzwiami gabinetu i zaczęła szukać tej strony. Gdy już ją znalazła, wsadziła tam palec i zamknęła książkę. Odetchnęła, popchnęła drzwi i weszła do środka. Nic nie mówiąc położyła atlas na biurku, tuż przy rękach dyrektorki i otworzyła go na odpowiedniej stronie. Wskazała palcem to zdanie i przeczytała na głos:
- ”W zasadzie ludzie to pewien rodzaj zwierzęcia. Są do nich bardzo podobni. Człowiek powstał od małpy, czyli od zwierzęcia.” Książki się nie mylą – powiedziała z uśmiechem Luna. Kobieta zaczęła się robić czerwona. Dziewczynka bała się, że zaraz wybuchnie, więc odsunęła się kilka kroków do tyłu.
-Ty mała złośnico! Ty mała larwo! Ty…. Ty… ty potworzyco! – wrzeszczała wściekła dyrektorka.

-Spokojnie proszę pani, pani chciała zobaczyć, to pani pokazałam. To może ja już pójdę? – zapytała wystraszona, bo bała się, co zaraz może się stać. Nie czekając na odpowiedź wybiegła z gabinetu i co sił w nogach pędziła do swojego pokoju. Szybko wpadła do niego zdyszana. Na nią, czekała już Alis.


Dzisiaj tak dużo, bo chciałam wam wynagrodzić to, że tak długo nie było posta. Serdecznie przepraszam i mam nadzieję, że wam się spodoba. Zapraszam do komentowania ;>

piątek, 13 marca 2015

Bez Mgły. Rozdział 3

(…)- Na przykład oddać wam kontrolę…– powiedziała z nutką tajemniczości Luna.
- „Oddać kontrolę” czyli? – zapytał Joy.
- Czyli na jakiś czas, pozwoliłabym wam przejąć nad moim ciałem i umysłem kontrolę. Zrobilibyście ze mną co chcecie, ale oczywiście bez przesady – w głowie dziewczynki na stało poruszenie. Słychać było zachwyt, ale zarazem poruszenie. Jedni się cieszyli, drudzy uznali, że to głupie.
- Dlaczego to ma być głupie? Przecież nie raz opowiadaliście mi o swoich rozległych marzeniach zapanowania nad światem – zapytała zdziwiona.
- Możemy przejąć nad tobą zapanować kiedy tylko będziemy chcieli – zaśmiał się Ozi.
- Dobrze, w takim razie spróbujcie – odpowiedziała z przekonaniem, że im się to nie uda. Nagle zaczęła czuć, że się unosi, że opuszcza swoje ciało. Pływa między chmurami, jest bardzo szczęśliwa. W pewnym momencie zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że waśnie demony przejęły nad nią kontrolę. Postanowiła się nie dać i mocno chciała tego, by powrócić do swojego ciała. BUM! Poczuła jakby uderzyła o ziemię. Stała przed drzwiami swojego pokoju. Alis coś do niej mówiła.
- Luna! Dziecko czy ty mnie w ogóle słyszysz?! – krzyczała na nią wściekła. Dziewczynka tylko popatrzyła na nią i lekko pokiwała głową. Wtedy kobieta wyraźnie się uspokoiła. Popatrzyła na nią swoimi błękitnymi oczami, w które Luna lubiła patrzeć, i mocno ją do siebie przytuliła. Później wzięła ją na ręce i położyła w jej łóżku.
- Może zrobisz sobie drzemkę? – zapytała Alis. Jej podopieczna odwróciła się do niej plecami i zamknęła oczy. Kobieta po cichu wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
- A jednak wam się udało – powiedziała dziewczynka do demonów.
-I co niedowiarku? A jednak jesteśmy sprytniejsi od ciebie – powiedział jeden z nich.
-To może spróbujmy jeszcze raz? Teraz na pewno wam się nie uda.
- Taaa, jasne, a Leartydy umieją pływać – odpowiedział Ricky. Nagle wybuchło zamieszanie i wszyscy zaczęli na niego krzyczeć. Wyzywali go od łajdaków, a co niektórzy nawet grozili, że poskarżą się Panu. On wtedy zamilkł.
- Co to Leartydy? – zapytała zaciekawiona dziewczynka. Wtedy Lucky krzyknął do Ricky’ego, że to jego wina, że nie potrafi trzymać języka za zębami i że teraz niech to odkręca. Wyraźnie było po nim widać jego wściekłość.
- A po co ci to wiedzieć mała? Tylko będę zawracał ci gitarę! Odpuść dobie, innym razem ci powiem – tłumaczył się Demon. Luna nie dawała za wygraną:
- No powiedz! Natychmiast!
- Ojeju, jaka władcza, królewna – zaśmiał się Joy.
- Dobrze, niech wam będzie, odpuszczę sobie tylko dlatego, że chcę spróbować jeszcze raz zaprzeć się waszej kontroli – dziewczynka postanowiła, że nie będzie tego ciągnąć.
- Ok, twój wybór – odpowiedział Lucky, a wtedy Luna zaczęła myśleć o ziemi, o tym, że wciąż siedzi na swoim łóżku, i z całego serca pragnęła, by się stamtąd nie ruszyć. Poczuła silne ukłucie i szybko otworzyła oczy. Zaczęła intensywnie mrugać. Właśnie oparła się władzy demonów! Udało jej się! Udowodniła, że jest od nich silniejsza! Teraz już wiedziała, że mogą ją kontrolować tylko za jej zgodą. To była rzecz, którą właśnie odkryła. Rzecz, której nie posiadali inni obdarowani.
- A co do tej umowy, to razem wszyscy uznaliśmy, że….


To był 3 rozdział. Chyba najdłuższy ze wszystkich jak dotąd. Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale nie miałam i czasu, i weny. Nie powiem wam, kiedy następny rozdział, bo sama jeszcze nie wiem. Wena może mnie nadejść w nocy o północy lub o 6 rano ;)