czwartek, 14 maja 2015

Bez Mgły. Rozdział 5

UWAGA UWAGA! WAŻNA WIADOMOŚĆ!
Zmieniam perspektywę pisania. Teraz, zamiast opowiadającego narratora, będzie opowiadająca Luna :) Zapraszam do czytania!
-Wytłumacz mi swoje zachowanie moja panno… - powiedziała Alis, patrząc się na mnie, jakby chciała mnie zabić.
-I żeby twoja wypowiedź miała jakiś sens, bo nie mam ochoty słuchać takich bzdur, jakich naopowiadałaś Pani Sherman.
Nie mam zamiaru tłumaczyć się drugi raz. Odezwałam się już do jednej osoby, to i tak było dużo. Mam taką zasadę:” Nigdy z nikim nie rozmawiam”. Już raz byłam zmuszona ją złamać, drugi raz tego nie zrobię. Alis na pewno nie będzie zła. Nigdy nie jest na mnie zła.
-Ja wciąż czekam! – krzyknęła, wyraźnie zdenerwowana. Mnie to nie złamało, mam zamiar dalej siedzieć cicho.
-Koniec milczenia! Mam już tego po dziurki w nosie! Teraz będziesz mi się tłumaczyć czy tego chcesz, czy nie! To co zrobiłaś na stołówce, było niedopuszczalne! Nawet nie wierz jak mi teraz za ciebie wstyd! Gadaj albo będziesz miała spore kłopoty! – wrzeszczała wściekła jak osa, ale ja i tak nie za bardzo nie boje. Fakt, mogę mieć kłopoty, ale co tam, trudno. Po tym jak dałam popalić tej wstrętnej dyrektorce, wiedziałam, że już nie muszę się jej bać. No bo jeśli wcześniej tylko ona była moim postrachem, to kto jest nim teraz? Nikt! I właśnie dlatego nie boję się już niczego. Nagle Alis złapała mnie za rękę i przybiła do ściany.
-GADAJ! I TO JUŻ! INACZEJ GORZKO POŻAŁUJESZ! – jej dłoń co raz bardziej zaciska się na moim nadgarstku. Nie wiem co robić. Walczyć czy się poddać? Uciec czy wszystko jej opowiedzieć? Podejmę się tego wyzwania. Podniosę rzuconą mi rękawice. Będę walczyć.
                Energicznym ruchem wyrywam rękę z pod uścisku Alis. Szybko wybiegłam z pokoju. Gdzie się schować? GDZIE SIĘ SCHOWAĆ?! Wiem! Schowek na miotły woźnego! Jest na parterze, przy toaletach. Zbiegam po schodach i wpadam na jakiegoś wychowawcę. Próbuję mnie zatrzymać ale ja i tak biegnę do mojego celu. JEST! Wpadam do małej komórki i zatrzaskuje za sobą drzwi. Gdzie jest światło? No gdzie ono jest?! Tutaj! Trochę wysoko, ale jak podskoczę to zapalę. Podskakuje próbując dosięgnąć włącznika, lecz mi się to nie za bardzo udaje. Jest! Udało się. Kiedy zapalam światło, widzę stojącą przed sobą postać. Kto to jest? Pan woźny? Tak! To pan woźny! O nie! Tylko jego mi tu brakowało. Ale czemu siedział tu ze zgaszonym świetle?
-Co ty tu robisz dzieciaku? – zapytał zły. W jego głosie można było czuć nutkę rozpaczy. On płacze.  Po jego policzkach spływają łzy.
-Wynoś się z tond! Już! – krzyczy na mnie. Nie chcę znowu afery, więc szybko wybiegam z pokoiku. Nagle widzę, jak Alis zbiega po schodach. Obie wdajemy się w pościg. Biegnę ile sił w nogach. Przebiegam przez sień i staję naprzeciwko pokoju opiekuna Johna.  Jest chłopakiem Alis i opiekuje się Jeremy’m. Wpadam tam jak piorun i wbiegłam do toalety. Zamykam drzwi na klucz. Pól minuty po tym, Alis zaczyna walić w drzwi. W końcu udaje jej się je wyważyć. Zdyszana staje naprzeciwko mnie.

-Teraz to masz duże kłopoty, moja panno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz